3 minuty mojego życia….

Lato 1986 roku w Toskanii było wyjątkowo gorące, nawet jak na ten region Włoch.
W środku lipca odbywały się Mistrzostwa Świata w pięcioboju nowoczesnym. Były to moje pierwsze w życiu zawody rangi mistrzowskiej.
Pierwsza dyscyplina – szermierka – poszła najgorzej jak można było sobie wyobrazić. Wiele czynników złożyło się na to, że było „słabo”. Nerwy, brak doświadczenia, samopoczucie danego dnia. Wyglądało na to, że jest „już po zawodach”. Tego już się nie da nadrobić pomyślałem…
Ale każdy kolejny start, pływanie, strzelanie, jazda konna, nie były złe. Powoli piąłem się na drabince wyników.
Nadal nie było szans na wysoką pozycję, ale nie poddawałem się.
Przyszedł ostatni dzień zawodów. Trzykilometrowy bieg, w pofałdowanym terenie z wieloma zakrętami. Tak zwany „cross”. Jak na złość, akurat tego dnia skwar był nieludzki. Ponad 38 stopni w cieniu. Na trasie biegu brak jakiegokolwiek cienia. Powietrze stało w bezruchu. Będziemy biegać w saunie, przemknęło mi przez myśl. Ale zaraz przyszła inna konstatacja…przestań się mazgaić, wszyscy mają takie same warunki. Nie masz ani lepiej ani gorzej…
Bardzo mi zależało, aby wyjść z twarzą z tych zawodów, zamazać blamaż z pierwszego dnia. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek startował w biegu w takim upale. Brak doświadczenia spowodował, że wyścig zacząłem standardowym tempem. Do 800 metrów niewiele się działo, ale już mijając znacznik pierwszego kilometra poczułem uderzenie temperatury w głowie. Czułem, że kolor skóry mojej twarzy zmienił się na ciemno buraczkowy. Zacząłem słyszeć, uderzenia serca w skroniach. Dźwięki serca w moim mózgu brzmiały jak młot pneumatyczny.
„Nie odpuszczaj” – coraz mniej głośno i wyraźnie „wybrzmiewało” w moim umyśle. Z każdym metrem objawy przegrzania i bardzo wysokiego tempa biegu się nasilały. Nie zmieniając szybkości biegu, jakoś dotarłem do słupka „dwa kilometry”.
Naprawdę nie miałem już siły. „Nie masz szans na medal, zwolnij, po co masz się szarpać” – demon zwątpienia zaczął szeptać w mojej głowie swoje złe zaklęcia. Zrobiłem dwa, trzy kroki wolniej.
Wówczas coś się wydarzyło…
Jeden z trenerów stojących na trasie, krzyknął, jeżeli utrzymasz to tempo macie szanse na brązowy medal drużynowy”….
Naprawdę nie miałem już siły, miałem wrażenie, że w gorącym, stojącym powietrzu zabrakło tlenu, że się duszę. Serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Nogi odmawiały posłuszeństwa.
Wtedy, przyszła ta myśl…
Człowieku, pomyślałem, został Ci jeden kilometr. To jest około trzy minuty wysiłku, może mniej…
Nie ma znaczenia, jak będzie boleć, jak będzie ciężko.
Krótkie trzy minuty i będziesz cieszyć się z medalu do końca życia … Porównaj…trzy minuty versus reszta twojego życia….
Nie wiem jak do tego doszło, co się wydarzyło, ale nie tylko nie zwolniłem, ale przyspieszyłem. Nawet nie pamiętam, czy oddychałem, jak udało mi się przezwyciężyć ból i brak sił. Wygrałem ten bieg, przy okazji mając najlepszy sumaryczny czas biegu i pływania na świecie.
Leżąc, bez sił za metą, nigdy w życiu nie byłem z siebie tak dumny, jak wtedy. Dokonałem tego. Nie poddałem się.
Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Jest ze mną codziennie do dziś. Nie miało znaczenia, że ostatecznie nie zdobyliśmy tego medalu…zabrakło nam dwie sekundy… bo nie to było ważne.
Od tego dnia, zawsze kiedy jest mi ciężko, kiedy mi się nie chce, mówię sobie, Paweł to tylko „Twoje trzy minuty…”. Pomyśl jak długo będziesz się cieszył, jak długo będziesz dumny?
Chcesz poświęcić to uczucie satysfakcji dla tych „durnych” trzech minut?
Do dziś codziennie o godzinie piątej rano, wstaję i idę na basen. Przepływam swoje trzy, czy cztery kilometry, nie tylko po to aby być zdrowym, albo budować mięśnie. To jest ważne, ale nie to pcha mnie do tego wysiłku. Motywacją są te moje „3 minuty”. Robię to dla tego momentu, w którym wychodzę z pływalni, będąc jeszcze mokry siadam z uśmiechem na ławce w szatni i mówię sobie: „poczuj tę satysfakcję”. 1 godzina wysiłku versus 23 godziny satysfakcji?
Dlaczego opowiedziałem Ci tę historię?
Aby spytać Cię, czy Ty też masz jakieś swoje „3 minuty”.
Czy jesteś gotowy, poświęcić zadowolenie, spokój, brak wyrzutów sumienia, dumę i satysfakcję dla głupich tych „trzech minut”? Nieważne co oznacza to określenie – miesiąc rok, czy parę lat…
Jeżeli zdasz sobie sprawę, Cię motywuje dokonasz prostego rachunku zysków i strat, być może te „trzy minuty” przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie…
Co jest Twoim silnikiem, który Cię napędza?
Wiesz?
Paweł Kowalewski
Thinkking Profesjonalne Negocjacje
#PawełKowalewski #Thinkking #Negocjacje #TłumaczymyEmocje #PsychologiaDecyzji #NegoTip