DIGITALOWA KONTROLA a NEGOCJACJE
I-NEGOCJACJE® Digitalowa kontrola
Wielu rodziców obecnie nie wyobraża sobie „dawnych czasów”. Czasów, kiedy sami byli dziećmi. Ja pamiętam czasy, w których przebywałem pół dnia na podwórku lub wyprawie rowerowej, bez kontaktu co parę minut z mamą lub tatą. Jedyne zalecenie mamy przed wyjściem– „tylko wróć na obiad”. Jak to? Moje dziecko wychodzi na pół dnia i JA W CZASIE RZECZYWISTYM NIE WIEM CO ONO ROBI?!!
Na całe szczęście, w pewnym momencie, zbawieniem stał się smartphone. Teraz każde młody człowiek, często począwszy już od szkoły podstawowej ma swój telefon. Po co? Między innymi dla jego bezpieczeństwa i komfortu rodziców! Wcale nie tak rzadko dzieci mają zainstalowane w swoich telefonach programy tropiące, czyli rodzic zawsze może sprawdzić, gdzie loguje się komórka jego pociechy ż dokładnością do 10 metrów.
Jaki jest efekt?
Oczywisty – jest nim zwiększony poziom bezpieczeństwa.
Ale występują także inne efekty. Ten KOKON ubezwłasnowolnia. Dzieci są dużo bardziej spolegliwe, bezwolne, coraz batdziej uzależnione od dorosłych, którzy nimi kierują. Mają coraz mniej poglądów, rzadziej wyrażają swoje opinie, mają własne zdanie. Zmiany są bardzo szybkie. Przykładowo, według badań Monitoring The Future 1999 – 2015, jeszcze w roku 2005 – 65% dzieci miało w ciągu roku co najmniej trzy poważniejsze kłótnie z rodzicami na tym tle, w roku 2015 odsetek ten spadł do 56%.
Super! Powie wielu… mamy coraz grzeczniejsze dzieci!
Trend widoczny jest również w innych obszarach:
Jakie to szczęście! Coraz mniej dzieci ucieka z domu! W roku 2005 odsetek dzieci, które podejmowały próby ucieczki z domu w wieku jakim dzieci były w trzeciej klasie liceum (16-17 rok życia) było to prawie 9%, w 2015 wykres przecinał linię 6% w silnym trendzie spadkowym.
Czy to jest dobre? Zanim hurem odpowiemy sobie TAAAAK! (pomijając oczywiste korzyści), zauważmy również słabości tej sytuacji.
Po pierwsze, wspomniany wcześniej, totalny kokon narzucany przez rodziców zdejmuje z głów dzieci odpowiedzialność. Po co mam uważać na to co robię i gdzie idę? Przecież mama i tata czuwa, Oni mi powiedzą co robić…Zmieniamy nasze dzieci w roboty, które coraz częściej będą oczekiwały instrukcji aby żyć. Niekoniecznie od nas rodziców, mają internet…doktor Google wie wszystko! Ale to tylko pogłębia proces „odsamodzielnienia”.
Ale to koniec problemów.
Ci rodzice i te dzieci są już obecne na rynku pracy. Czym to się objawia w firmach? Pierwszą oznaką „Kokonowych rodziców” są wszechobecne procedury, instrukcje, super dokładne zakresy obowiązków, skrypty rozmów handlowych, systemy CRM, ERP….wymieniać dalej?
Obecnie technologia pomaga nam ustabilizować, kontrolować, monitorować nadzorować, oceniać, sterować procesami w organizacji – mówią szefowie. Tak mają rację.
Ci sami szefowie w kolejnym zdaniu zaczynają jednak narzekać na olbrzymi problem z samodzielnością pracowników. Nieradzeniem sobie w sytuacjach niestandardowych.
Zadziwiającym są wyniki najnowszych badań dotyczących oczekiwań co do feedbacku. Pracownicy oczekują obecnie ciągłej informacji zwrotnej, oceny, jeżeli przeczytamy je ze zrozumieniem, to nie jest feedback to jest- INSTRUKCJA! Co co wszystkim myli się z ocenami rocznymi. Już od pewnego czasu dostają ją co kwartał lub pół roku, ale teraz, według badań, chcą, aby była on co tydzień!. Harvard Business Review Polska powołuje się na badania, że młodzi ludzie wolą nawet negatywną informację zwrotną od jej braku. Nagle okazuje się, że projekty, które nie są „sterowane ręcznie” przez szefów, nie są realizowane zgodnie z założeniami (pamiętajmy, że prawie zawsze wydarzy się coś niespodziewanego w trakcie ich realizacji). Przy wysokim poziomie EGO i jednoczesnej zmianie paradygmatu wartościowania relacji firma – pracownik, efektem jest zwiększona rotacja, która już od dłuższego czasu staje się zmorą wielu działów HR.
Pryzmatując procesy poprzez opisywane wyżej zjawiska, przeanalizujmy co dzieje się w negocjacyjach. Spotkanie dwóch stron o przeciwstawnych celach, konflikcie, który należy rozwiązać, prawie zawsze przynosi „nieoczekiwane”. Negocjujące strony muszą więc szukać nieszablonowych rozwiązań, kreatywnie przepakowywać swoje oferty. Ale myśmy właśnie pozbawili (jako rodzice już od dzieciństwa, jako szefowie od początku pracy) naszych negocjatorów tych umiejętności. Podsycamy ten trend poprzez coraz bardziej precyzyjne narzucanie schematów postępowania. Często przerzucamy (bo tak łatwiej, przysłowiowy „excel”- czytaj system CRM, to szybko i bezbłędnie bowiem wychwyci), odpowiedzialność na wykonywanie czynności a nie ich efekt.
Ucząc od lat negocjacji, widzę, że zmiany są bardzo szybkie i głębokie.
Problem, który zaburza zarówno procesy negocjacyjne, ale też sprzedażowe, polega na coraz niższym poziomie umiejętności wychodzenia poza schematy i ustalone ścieżki postępowania.
Działa to jak bumerang i uderza rykoszetem. W najgorszy sposób dla szefów. W „Excela”!. Negatywne efekty dla firm przekładają się na straty wyrażone w milionach złotych nieuzyskanych potencjalnych zysków.
Często po treningach negocjacyjnych, feedback od ich uczestników, jest podobny: „dopiero teraz widzę, ile pieniędzy straciłem w ostatnim czasie, źle negocjując”.
Szanowni szefowie – nikt nie oczekuje od Was, że teraz wszystkie procesy puścicie na żywioł. Szanowni rodzice, nie wchodzi w rachubę, że nie będziecie kontrolować Waszych dzieci.
Ale zachowajmy umiar w tych procesach. Kontrolując, nie rezygnujmy z uczenia samodzielności, kreatywnego myślenia, podejmowania decyzji … i brania za nie odpowiedzialności. Wówczas nasze dzieci i nasi pracownicy będą mogli zrealizować projekt bez trzymania ich przez Was za rękę. Tylko na tym zyskamy!
Nawet jeżeli panicznie boimy się utraty kontroli, lub strachu przed utratą pozycji i autorytetu (ale to temat na osobny artykuł) , gwarantuję Wam – dotychczasowa droga prowadzi donikąd.