Jakie emocje przynosimy do świątecznego stołu?
Za dwa dni wigilia…
Składniki na sernik kupione, śledzie już w oleju. Mak na kutię zrobiony, a mąż pojechał po choinkę i ma kupić ziemniaki na Ryneczku po Sąsiedzku. Syn ma posprzątać swój pokoj.
Coraz bardziej czujemy presję czasu. W tym roku wigilia jest u nas. Przyjedzie rodzina z całej Polski. Chcemy się pokazać. Przechodząc obok szafek bezwiednie przejeżdżamy palcem po rogach sprawdzając czy przypadkiem nie ma tam kurzu.
Przecież jestem kobietą perfekcyjną, mężem idealnym…
Wszystko ma być dopięte na ostatni guzik. W naszym zachowaniu jest coraz więcej pośpiechu. Trzymamy nerwy na wodzy, ale wewnątrz czujemy coraz większy ścisk żołądka.
Narastające zmęczenie nie pomaga.
Bezwiednie mówimy coraz szybciej i coraz głośniej. Jeżeli coś nie idzie po naszej myśli zaczynamy arbitralnie wydawać polecenia.
Kurcze to jest ten jeden uroczysty dzień w roku! Niech będzie specjalny. Niech wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.
Maciek, już prawie krzyczymy do syna. Odłóż w końcu ten telefon! Godzinę temu miałeś odkurzyć swój pokój! Mamoooo, słyszymy krzyk z jego pokoju. Rozmawiam z moją dziewczyną Asią, zaaaraz to zrobię….
To podnosi nam ciśnienie, chyba zaraz tam pójdę, myślimy, dlaczego on się nie angażuje… Za chwilę Maciek przychodzi do kuchni z nadąsaną miną.
No tak jeszcze będzie fochy stroił…
Zatrzymajmy się na chwilę w tej opowieści. Ale mam pytanie – czy ktoś zna ten scenariusz?
Zastanówmy się co się dzieje…
Po pierwsze, zadajmy sobie pytanie, co oznacza, że ten dzień, to spotkanie, przy wigilijnym, stole ma być specjalne?
A może inaczej spytam – z czym kojarzy nam się ten dzień?
Ze świąteczną atmosferą? Uśmiechem? Radością ze spotkania z najbliższymi?
Zwróćmy uwagę, że właśnie mówimy o emocjach. A emocje są w tym przypadku kluczowe.
W takim razie porozmawiajmy więc o emocjach.
Zacznijmy od takiego zjawiska psychologicznego, które nazywa się propagacją.
Nasze zdenerwowanie, czyli nasze emocje się propagują. Co to oznacza?
Jedna emocja „zaraża” się od drugiej. Jeżeli jesteśmy zdenerwowani na syna, chcąc nie chcąc, bezwiednie, inaczej zwracamy się do męża lub żony, ewentualnie do córki. To, najczęściej w ramach akcji-reakcji powoduje, że oni też się denerwują. W takiej sytuacji bardzo często argumenty się personalizują. Potrafimy podnieść głos, zacząć używać generalizujących określeń typu: „zawsze” albo „nigdy”. Argumenty są coraz mocniejsze, diapazon emocji się eskaluje. Jeszcze bardziej zaczynamy je personalizować. Problem w postaci odkurzenia dywanu, czy wyniesienia śmieci nie ma już takiego znaczenia. Teraz to druga strona komunikacji jest celem. Ta eskalacja, o której mówiłem wcześniej, związana jest z kontrreakcją na naszą akcję. Sym coś odburknął, to ja krzyknę, to on też podniesie głos. No, nie jeszcze będzie mi tu krzyczał, myślimy….
Jak widzimy ta propagacja emocji, nie następuje tylko z emocji na emocję, ale, jak wirus grypy, przenosi się z człowieka na człowieka.
To powoduje, że nie dość, że jesteśmy zmęczeni, to jeszcze większość z nas jest mocno zdenerwowanych.
Udało się. Przychodzi czas wigilii. Siadamy do stołu. Bezwiednie zerkamy na zegarek. Jest dokładnie godzina dwudziesta i 23 minuty.
Teraz będzie radośnie, miło rodzinnie.
Wszyscy będą mieli dobre humory, a spokój i wzajemna miłość będzie wszechobecna.
No właśnie. Z emocjami nie jest tak, że możemy je wyłączyć jak światło w łazience. Ze mamy jakiś magiczny kontakt, który przełączymy i już wszystko od tej sekundy będzie OK.
Emocje są jak ognisko. Mocno rozpalone, będzie gasło, ale powoli. Być może będzie się żarzyć, do końca naszej kolacji wigilijnej?
Dlaczego o tym piszę?
Abyśmy zrobili rachunek zysków i strat. A może bardziej opłaca nam się być gospodynią nieidealną? Czy ten czas przed świętami przypadkiem nie jest okresem na wykorzystanie magii świąt i budowanie relacji rodziców z dziećmi?
Jeżeli na jednej szali mamy kilka okruszków na blacie kuchennym i nieodkurzony pokój syna versus relacje i emocje podczas spotkania z rodziną? Co wybierzemy?
Oczywiście każdy ma prawo wybrać co uważa. To do czego będę namawiał, to świadome zrobienie sobie rachunku strat i korzyści.
Bądźmy też uważni na to co jest najważniejsze. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że mówimy o różnych rzeczach. Czy będziemy dbali o emocje, czy będziemy je budowali z najbliższymi czy będziemy dbali o kurz na szafce?
Wesołych Świąt…
Paweł Kowalewski
#PawełKowalewski #Thinkking #Negocjacje #PsychologiaDecyzji #MentalEdu #Ryneczekposasiedzku #TłumaczymyEmocje