Po co mi szef?

 

 Banalne pytanie? Pewnie, dla wielu osób tak.

Ale, z drugiej strony, zastanów się, naprawdę znasz odpowiedź?

Ja często zadaję to pytanie szefom. Ostatnio rozmawiałem na ten temat również z trochę innymi „szefami”. Specyfika ich roli, powodowała, że, na pozór, wydawało się, że odpowiedzi, nie będą tak oczywiste….a byli to trenerzy i trenerki sportowe. Co ciekawe, nie chodzi o sport dzieci i młodzieży, tylko o profesjonalistów…

Dość często, podczas dyskusji, krążono wokół obszarów wiedzowych i umiejętnościowych. Zastanawialiśmy się…

Co jest ważne?

Czy nauczyć nowych umiejętności?

Kontrolować proces szkoleniowy?

Analizować zmiany zachodzące w organizmie?

Badać poziom zakwaszenia?  

Rozumieć przesuwanie się progów tlenowych?

Weryfikować szybkość procesów regeneracyjnych?

A jak Państwo myślicie, jaka jest najważniejsza rola trenera?

Utrudnię…przypuśćmy, że z tą osobą trenuje Wasze 16-letnie dziecko. Przygotowuje się do zawodów eliminacyjnych do Mistrzostw Polski. Dobre miejsce na Mistrzostwach Polski może stać się furtką do bycia w Kadrze Narodowej, a może nawet startów na zawodach rangi mistrzowskiej.

No to czego oczekujecie od takiego „szefa”?

Podzielę się z Państwem moimi przemyśleniami. Zacznę od tego, że przez 15 lat byłem członkiem Kadry Narodowej. Zdobyłem wiele tytułów Mistrza Polski, startowałem na Mistrzostwach Świata, Mistrzostwach Europy, czy Uniwersjadzie. Skończyłem AWF, ze specjalizacją trenerską.

Ale wraz z wiekiem i doświadczeniem moje zrozumienie roli szefa, szefowej w tym trenera lub trenerki, jednym słowem osoby odpowiedzialnej za grupę innych ludzi, silnie ewaluowało.

Jedna z teorii zarządzania, zawiera koncepcję tak zwanego „trójkąta efektywności”. Polega ona na połączeniu trzech obszarów. Wiedzy, umiejętności i postawy wdrożeniowej. Wiedza, to wiedzieć „jak”. Pozostając w temacie sportu, trener, powinien pokazać, techniki, sposoby, uniki, ciosy, pchnięcia i wszystko inne, w zależności od dyscypliny. Ale możemy godzinami oglądać i rozmawiać jak Iga Świątek wygrywa kolejne turnieje. Od tego „patrzenia” i „gadania” jednak nie nauczymy się dobrze grać w tenisa ziemnego. Zawodnicy  powinni więc wyjść na kort, wziąć rakietę do rąk i zacząć odbijać piłeczkę. To jest ten drugi róg trójkąta – czyli „umiejętności”. Umiejętność wykorzystania, użycia,  wiedzy w praktyce.

Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu. Otóż, wiele osób zarządzających, w tym trenerów skupia się przede wszystkim na tych dwóch obszarach.

Być może zabrzmi to trochę kontrowersyjnie, ale te obszary są, wbrew pozorom, najmniej ważne. Zanim z powodu braku zgody na moje „heretyckie”, wywrotowe, teorie przestaniecie Państwo dalej czytać ten artykuł, zastanówcie się… co jest najważniejsze w osiągnięciu sukcesu?

Jest to, mówiąc skrótowo odpowiednia postawa, determinacja, motywacja, umiejętność radzenie sobie ze stresem, mental i wszystko inne,  co powoduje, że zawodnik chce wykorzystać, wspomnianą wcześniej, wiedzę i umiejętności w praktyce. Od postawy wdrożeniowej powinno się zaczynać każdy proces i na niej kończyć.

Być może trochę przesadzam z określeniami, przerysowuję problem, ale robię to dlatego, że, mam niejasne wrażenie, że dla wielu wcale nie jest to takie oczywiste.

Zwróćmy uwagę, że nikt, nas nie uczy bycia rodzicem. W szkole rodzenia, pokazują jak oddychać i przeć podczas porodu, jak przewinąć dziecko i jak je karmić.

Na wspomnianym przeze mnie AWF-ie przynajmniej, kiedy ja się uczyłem, najmniej uwagi przykładano do psychologicznych umiejętności wzbudzania i utrzymania postawy wdrożeniowej. Poznawaliśmy anatomię, fizjologię organizmu, biomechanikę i biochemię techniki sportowe w różnych dyscyplinach.  Dużo uwagi poświęcano metodyce, czyli sposobom nauczania i trenowania. Była nawet pedagogika, ale bardziej jako technika nauczania a nie artyzm komunikacji interpersonalnej budowania relacji i motywacji.

To może na managerskich studiach biznesowych, poświęca się dużo uwagi temu zagadnieniu? Wydaje mi się, że niewiele, przynajmniej na znanych mi kierunkach. 

Czy to oznacza, że managerowie, trenerzy muszą uczyć się sami tej, najprawdopodobniej jednej z najważniejszych części ich pracy? Niestety, w wielu przypadkach właśnie tak jest.  

Jeżeli zawodnik nie będzie „chciał”, pracownik będzie zdemotywowany, nie wzbudzimy w dziecku wewnętrznej siły do autorozwoju, wszystkie inne procesy będą się sypać. Jeżeli tak się dzieje,  najczęściej idziemy w kierunku zaostrzania kontroli, wykorzystywania mechanizmów motywacji zewnętrznej (nagroda -kara). Czasami dzieje się rzecz najgorsza… odpuszczamy….

A propos odpuszczania…jakże często widzę trenerów, którzy przychodzą na trening, zadadzą zadanie treningowe, skupią się na poprawie techniki rzutu, skoku, biegu, czegokolwiek… i idą do domu. Czy z managerami w firmie jest inaczej? A rodzic, który weryfikuje, czy dziecko odrobiło pracę domową? Nie czy chciało, tylko czy zrobiło?

Konsekwencje mogą być głębsze. Dzieje się tak, przy bardziej rozbudowanych strukturach zarządczych. W technologii komunikacji negocjacyjnej nazywa się to „silosowaniem”.

Na czym to polega?

Jeżeli to nie całościowe, holistyczne dobro zawodnika, pracownika, mówiąc inaczej – podopiecznego jest celem nadrzędnym, tylko staje się tym celem proces treningowy, (czytaj – zarządczy), każdy zaczyna działać na własną rękę.

Wówczas, w największym skrócie, proces polega na działaniu według zasady „każdy sobie rzepkę skrobie”, tworzeniu się „wysp komunikacyjnych”, firm w firmie, państewek w państwie.

Chcąc nie chcąc, mając nawet dobrą wolę i intencje, osoby zarządzające często wysyłają do swoich podopiecznych niespójne komunikaty.

Brak spójności powoduje u podopiecznych utratę poczucia bezpieczeństwa. Poczucie bezpieczeństwa, z kolei, jest drugą najważniejszą potrzebą człowieka, (po potrzebach fizjologicznych) patrząc chociażby na Piramidę potrzeb Masłowa.

Co się w konsekwencji dzieje? Strach wywołuje proste, automatyczne reakcje, pobudza do walki lub ucieczki. Bez względu w którą stronę to pójdzie, spada motywacja.

A więc, szef, trener, pozostawiając bezpański obszar „postawy wdrożeniowej” nie tylko nie pobudza, nie stymuluje motywacji, ale takie działania mogą być przeciwskuteczne. Inaczej mówiąc, nie są neutralne, tylko potrafią szybko wygaszać wewnętrzne mechanizmy automotywacyjne. 

Oczywiście ten wywód logiczny można ciągnąć. Począwszy od zwiększonej rotacji (a w konsekwencji sporego marnotrawstwa energii i czasu dla obydwu stron procesu), na utracie kontroli nad komunikacją, skończywszy .

Zadajmy sobie więc ponownie pytania, jaka jest rola, po co jest….:

Po co jest szef?

Po co jest trener?

Po co jest rodzic?

Po co jest nauczyciel?

 

(W tekście pomijam feminatywy, ale oczywiście mam na myśli zarówno mężczyzn jak i kobiety).

Moim zdaniem, wiedza i umiejętności, to niezwykle ważne obszary. Ale najważniejsze zadanie dla szefa to pokazanie właściwego kierunku i zmotywowanie aby jego podopieczny zadał sobie trud podążania tą, często,  najmniej łatwą ścieżką.

Niech podsumowaniem będzie słynne zdanie, które powiedział Sokrates: „Nie mogę was niczego nauczyć, mogę tylko wskazać wam drogę”.

 

 

 

Paweł Kowalewski

Thinkking   

 

 

 

 

 

 

 

 

#PawełKowalewski #Thinkking #Negocjacje #TłumaczymyEmocje #PsychologiaDecyzji #NegoTip